Bieganie to nie tylko bieg


Wydawało mi się, że bieganie, to ot, taka nudna czynność, którą dla zdrowia warto regularnie powtarzać. Odprężenie dla umysłu, poprawa kondycji i nic więcej. Choć po paru kilometrach można o tym zapomnieć, to świat wokół istnieje cały czas i da się zaobserwować różne rzeczy.

Ludzie

Całkiem sporo osób porusza się wieczorem. Kobietki samotne biegają przeważnie ze słuchawkami i w obcisłym dresiku z kapturem. Biegają wolno, dzięki czemu mają zwiększone szanse na podryw. Dziewczyny z facetami zwykle pedałują już na rowerkach. Pewnie dlatego, żeby pogadać, a nie dostać zadyszki.

Są też biegacze wyczynowi. Jeden gość zasuwa w niesamowitym tempie. Robi kółka wokół osiedla i nigdy nie wiem, czy drugą połowę też tak pędzi, czy też spaceruje, bo ja biegnę zwykle dalej. Jednak kiedy wracam, on też jeszcze jest na swojej orbicie, więc jakby nie było ma facet moc.

Sportowcy wysokogabarytowi są różni. Jedni postanawiają zrzucić tkankę tłuszczową w tempie tysiąckrotnie szybszym niż przyrastała, inni podchodzą racjonalniej. Ci niecierpliwi katują się strasznie. Jakby chcieli żeby nadmiar ciała odpadł po drodze niczym człon rakiety. Widząc ich myślę sobie, żeby tylko wytrwali ten pierwszy miesiąc. Bo dają sobie taki wycisk, że szybko się zniechęcą. No i zwykle zniechęcają się.

Są jednak tacy, co nie mordują stawów i zaczynają od rowerka. Raz widziałem naprawdę potężną parę. Pojazd ginie gdzieś między udami, koła obracają się eliptycznie, ale pedałują i chwała im za to. Mam nadzieję, że jeżdżą gdzieś tam nadal. A może po prostu już ich nie poznaję i to ta para „laska plus facet” co ich czasem widzę?

Wiekowych osób też jest trochę. Przeważnie na rowerach w stroju superbochatera, bo w okularach i kasku to nie do poznania są. Też kiedyś taki będę.

Przyroda

Kiedy uda mi się wyryszyć przed dziesiątą, to mam okazję zobaczyć zachód słońca. Najbardziej podoba mi się jak na tym tle lądują czy też startują samoloty.  Czasem, gdy biegnę wzdłuż pasa startowego a ze mną samolot startuje i znosi się, to wtedy naprawdę, aż samemu chciałoby się polecieć i jakoś tak lżejszy się czuję.

Parę miesięcy temu, około północy, biegnę sobie wzdłuż lotniska, a przede mną coś się rusza. Ciemno było w tle drzewa i nie bardzo wiedziałem co to jest. Okazało się że to kaczor (krzyżówka) startował. Mało mnie nie staranował. Zaskoczyło mnie, skąd on się wziął w tej okolicy?

Unlimited power

Nieraz też złapał mnie deszcz, ale wczoraj miało miejsce najlepsze zjawisko. Nie chciało mi się strasznie wychodzić, bo 30 stropni było (o 22ej), ale że to dzień na bieganie, to zebrałem się. Biegnę sobie, w chmurach zaczyna błyskać i tak na piątym kilometrze, czyli prawie spowrotem w domu, zastanawiam się czy by nie pobiec drugiej rundy.

Zaczyna jednak lekko kropić, coraz mocniej wieje, no więc myślę – zaraz poprada, wracam, ale pobiegnę sobie ostatnie metry sprintem. Ruszam… i w tym momencie zerwała się wichura, ale tak, że wiało mi w plecy. Czułem jak wiatr mnie pcha, zero wysiłku, a zasuwam, wręcz lecę, mało mnie nie porwie. Z boku leci pył, liście i wszystko, co nie przymocowane do ziemi. Niesamowite wrażenie. Ja i ogromna chmura pyłu zmiata dalej wszystko na 10 metrów przede mną. Słuchajcie, czułem się jakbym to ja był tą burzą 🙂

Oczywiście jak to w życiu bywa, raz dostajesz wiatr w skrzydła, a raz piasek w oczy. Na skrzyżowaniu czerwone światło i musiałem się zatrzymać. W tym momencie oberwałem własą chmurą piachu w plecy. Spocone ciało i ubranie momentalnie oblepiło się kurzem. Piasek miałem wszędzie, we włosach, oczach i między zębami, ale tak naładowany pozytywnie, to dawno nie byłem. Endorfiny szalały, ale trzeba było iść spać. Tak więc w domu ubranie do umywalki, a samemu do wanny, gdzie zostawiłem niezłą kupkę piasku. (No pewnie że piasku, a czego?)

  1. #1 przez SiostraAutora dnia 24 lipca 2009 - 11:54

    Jeśli chodzi o biegaczy wysokogabarytowych, to chcę tylko dodać, że najczęściej oni tylko wyglądają tak jakby katowali się ponad siły. Po prostu jak się nie ma kondycji a do tego balast na sobie do dźwigania, to podczas biegu wygląda się tak jak się wygląda. Można biec zaledwie parę minutek, lekkim tempem, a wygląda się jak po zaliczeniu maratonu na Saharze. Wiem bo też tak miałam 🙂 Teraz nie mam bo nie biegam hihi 🙂

  2. #2 przez admin dnia 24 lipca 2009 - 16:46

    Najważniejsze, że im się chce. Wiem jak to ciężko zmusić się, bo mi też leń nie raz włazi na głowę. Widzę, że im ciężko biec, ale jestem pełen podziwu, że przełamali się i mają gdzieś, że ktoś się z nich podśmiewa.
    Czy to będzie bieganie czy też coś innego, to nie ważne. Istotne aby to był wysiłek regularny i co najmniej 30 minut. Lepiej co dwa dni potruchtać sobie powolutku niż raz na tydzień się skatować.
    BTW. Codziennie ostatnio jeżdżę rowerem po 30 minut rano i po południu i zero zmęczenia, więc na początek, to raczej polecałbym rower niż bieganie. Choćby treningowy na siłowni (nie trzeba od razu kupować). Może spróbujecie?
    Aha, no i cierpliwości. Nie od razu Kraków zbudowano. Efekty przyjdą same.

Komentarze nie są dozwolone.